Tego dnia mieliśmy zdobyć trzy szczyty: Corn Du, Pen y Fan i Cribyn, jednak kilka niespodziewanych czynników zmusiło nas do zmiany planów. Przyzwyczailiśmy się już jednak do takich spontanicznych akcji, więc nie tracąc czasu ruszyliśmy w drogę! Będziemy odkrywać okolicę Brecon Beacons, zgubimy się w bajkowym lesie i odwiedzimy najwyższy wodospad w tym rejonie! (pokażę wam go w następnym poście).
Brecon Beacons, Walia
Brecon Beacons to nazwa Parku Narodowego w południowej części Wali. Popularny kierunek wielu odwiedzających. Miejsce gdzie jednego dnia możemy zdobyć trzy szczyty przepięknych i dość nietypowych gór Corn Du, Pen y Fan i Cribyn a drugiego zanurzyć się w wędrówkach po krainie wodospadów (jest ich na tym terenie co nie miara!). Idealne miejsce dla osób lubiących spędzać weekend, podróż lub urlop aktywnie.

Nie bez powodu przyjeżdżamy tutaj poza sezonem. W sezonie, jak z reszta wszędzie przyjeżdżają tutaj tłumy. A my tego nie lubimy!

Kiedy okazało się, że musimy zrezygnować z planowanego wyjścia w góry wybraliśmy się na wycieczkę drogą krajobrazową. Dojrzeliśmy ją w oddali jeszcze jadąc do punktu startowego wyjścia w góry. Teren jest tutaj bardzo rozległy a widoczność to kilkanaście kilometrów w przód. Nie zasłaniają nam drzewa czy budynki. Wszystko widoczne w oddali to małe kropeczki. Kiedy wydaje nam się, że dojście gdzieś zajmie chwilę bo punkt docelowy widać gołym okiem okazuje się, że trzeba tam maszerować godzinami.

Wjazd na drogę wita nas znakami “Uwaga na konie”. Trochę nietypowe, ale i tak byliśmy pełni nadziei, że może jakiegoś spotkamy. Wiecie, tak dla odmiany, bo w sumie zawsze wszędzie te owieczki i kozy.
Po krótkiej chwili okazało się, że są! I to całe stado! Mało tego, akurat przechadzały się po i wzdłuż drogi, na totalnym relaksie. Nie robiły na nich wrażenia samochody czy ludzie. Nie pozwoliły się jednak dotknąć, odwracały głowę i odchodziły jak tylko zbliżyliśmy się do ich granicy prywatności. Był tam też mały źrebak, który fikał z radości jakby nawet się cieszył, że tam jesteśmy.
Piękne miejsce.






Walia z góry
A tak wygląda ta część parku narodowego z drona. Odkrywa się przed nami całkiem inny świat. Głowna droga, która wiedzie przez park wygląda jak mały paseczek, który namalował sobie człowiek.
Wszystko tutaj jest takie proste, piękne, nieskażone, więc proszę wszystkich którzy przyjeżdżają w takie miejsca! Nie śmiećcie do cholery!

Zawsze kiedy latam samolotem lub oglądam zdjęcia z drona nachodzi mnie refleksja: jacy my jesteśmy malutcy! W sumie to jakby nas nie było czy ktoś by zauważył?






Zgubiliśmy się w zaczarowanym lesie!
I tak po przejażdżce po okolicach Brecon Breacons postanowiliśmy odwiedzić wodospad Henrhyd, a potem następny, no właśnie. I tutaj pomyliliśmy drogi i trafiliśmy do lasu jak z filmu Hobbit. Można by w nim kręcić Hobbit 2 lub jakąś bajkę o wróżkach. Cały las był pokryty mchem, razem z kamieniami. Nietypowe drzewa, opadające gdzie nie gdzie gałęzie, kamienne ogrodzenia tworzyły iście czarodziejską atmosferę.

Po drodze spotkaliśmy owieczki, które zrobiły sobie potajemne przejście pod płotem i najwidoczniej używały je, kiedy trawa na ich terenie się im znudziła. Wiecie, najlepiej smakuje to czego nie wolno. Patrzały na nas jak na dziwaków. Chyba nie do końca się kogokolwiek tutaj spodziewały. Po jakimś krótkim czasie niechętnie wróciły przez dziurę w płocie do swoich. Chyba jedna z nich zdecydowała, że bezpieczniej będzie wrócić kiedy człowiek z horyzontu zniknie. Przecież to ich tajemne przejście… szkoda tylko, że przechodząc ocierały się o płot gubiąc przy tym sierść. Hmmm… nie, nikt nie zauważy…

BONUS – GDZIE SIĘ ZATRZYMALIŚMY
Ponieważ miejsce, w którym nocowaliśmy było tak samo klimatyczne jak cała nasza kilkudniowa wyprawa postanowiłam wam go nieco przybliżyć. Nazywa się ono Blaen-nant-y-Groes Farm Cottages i znajduje się w miejscowości Aberdare w południowej Wali. Szukaliśmy taniego noclegu, ale z klimatem i znaleźliśmy. Najtańszy nocleg kupiony oczywiście na “last minute” w tym rejonie z wysokim review (od jakiegoś czasu nie rezerwujemy nic poniżej 6.5) to właśnie ten cottage. Wybraliśmy mały apartament Glas Studio. W tym samym budynku dostępne są jeszcze inne, większe, ale co za tym idzie droższe.
Koniecznie dajcie znać czy odwiedziliście już Walię, a może dopiero planujecie? No chyba, że ktoś z was tam mieszka? Chętnie dowiem się jakie są wasze wrażenie z tego miejsca!
Zapraszam na Instagram!
Jeśli podobał wam się nasz wypad do Walii i głodni jesteście większej ilości przygód zapraszam na podróż do opuszczonej latarni Neist Point w Szkocji [Klik], a jeśli wolicie coś z cieplejszym klimatem zajrzyjcie jak wygląda najpiękniejsza plaża Fuertaventury [Klik].